Małgorzata Musierowicz "Opium w rosole"

 Kliknij, aby przeczytać również opinię na temat wcześniejszych tomów "Jeżycjady":






Homer Jeżyc!!! Jeszcze po stuleciach czytelnicy będą się mogli z tej książki dowiedzieć, co pod panowaniem Jaruzelskiego ludzie na Jeżycach przeżywali, jak mieszkali, w co się ubierali, a nawet, co jedli. Tak właśnie powstają największe postaci literatury i teatru. Ale trzeba wyjątkowych dyspozycji, żeby takie przeniknięcie obserwacji życiowych w tkankę literacką bez żadnego filtra mogło się dokonać.

źródło opisu: Wydawnictwo Akapit Press
źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Moja opinia:
 
Kolejny tom „Jeżycjady”, czyli kultowe „Opium w rosole” , przeczytałam w zaledwie kilka dni.
Jakie wrażenie wywarła na mnie najbardziej znana część cyklu autorstwa Małgorzaty Musierowicz?
Zapraszam do zapoznania się z moją opinią…
 
Akcja „Opium w rosole” rozgrywa się parę lat(ponad 3) po „Idzie sierpniowej”, czyli zimą 1983.
 
Jedną z głównych bohaterek jest mała Genowefa Bombke/Pompke/Lompke/niepotrzebne skreślić lub w razie potrzeby dodać…
Wszak to dziecko zawsze przedstawia się inaczej.
Tworzy również alternatywne opowieści dotyczące swoich wiecznie nieobecnych rodziców.
Genowefa chodzi też po sąsiadach, prosząc o obiad, a raczej się na niego wpraszając.
Tak trafia do bloku Borejków, gdzie wszyscy mieszkańcy są bardzo życzliwi i przyjmują osamotnioną dziewczynkę z otwartymi ramionami.
Borejkowie również często goszczą dziecko.
To w trakcie jej wizyt, dowiadujemy się, niestety bardzo skrótowo,  o zmianach w życiu rodziny.
Mnie osobiście, bardzo brakowało dłuższego wyjaśnienia obecnej sytuacji np. dotyczącej jednej z moich ulubionych postaci.
Sądzę, że o tych właśnie wydarzeniach, mogłaby powstać osobna książka, wpasowująca się pomiędzy „Idę sierpniową”, a „Opium w rosole”.
Cóż takiego wydarzyło się w tej cudownej rodzinie?
Jedną z ulubionych „towarzyszek” Gieni jest nastoletnia Kreska, wnuczka profesora Dmuchawca.
Janina Krechowicz jest sympatyczną, skromną, nastolatką, uczennicą liceum, w którym kiedyś uczył jej dziadek.
Dziewczyna nie lubi matematyki, której naucza jej wychowawczyni, zimna i dumna, profesor Ewa Jedwabińska.
Wychowawczyni Kreska zresztą też nie lubi…
Trudno bowiem lubić kogoś tak, w moim odczuciu „przeuczonego”.
Pani profesor bowiem robi doktorat z psychologii. Uwielbia używać fachowego języka, nawet gdy ludzie nie rozumieją jej, ni w ząb.
Chętnie też zbiera materiał badawczy, poddając przeróżnym testom swoich wychowanków.
Nie potrafi jednak wykorzystać swej wiedzy w praktyce.
To ostatnie uświadamia jej nie kto inny jak profesor Dmuchawiec.
Ewa ponosi porażkę nie tylko jako wychowawca, ale również jako matka.
Jej córeczka ma wszystko za co można zapłacić, ale nie ma tego czego pragnie najbardziej, czyli miłości mamy.
Mała Aurelia wręcz boi się swojej rodzicielki. Jest dzieckiem ponurym i skrytym.
Czyli zupełnym przeciwieństwem wesołej, otwartej Genowefy, która tak lubi spędzać czas z Kreską.
Chodzą razem do opery, na lody i na spacery do parku.
Kreska równie często spotyka się z jednym z sąsiadów-Maćkiem. Pretekstem są korepetycje z matematyki, lecz tak naprawdę dziewczyna się w nim podkochuje.
Czy kolega zwróci na nią wreszcie uwagę?
Co łączy pogodną Genowefę i skrytą Aurelię Jedwabińską?
 
Na wszystkie powyższe pytania, znajdziecie odpowiedzi, czytając „Opium w rosole”.
 
Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie bym czytała tą książkę w dzieciństwie(a może jednak?)…
Z przyjemnością nadrobiłam więc braki…
 
Lekturę polecam nie tylko najmłodszym czytelniczkom 😉
 


Komentarze