Steve Berry "Przepowiednia dla Romanowów"

 

Jekaterynburg, 16 lipca 1918
Minęło dziesięć miesięcy od przejęcia władzy przez rewolucjonistów. Biała Armia zbliża się do miasta, gdzie car i jego rodzina więzieni są przez bolszewików. Nadworny jasnowidz Rasputin przepowiada rychłą śmierć rodziny Romanowów, lecz dostrzega szansę na ocalenie jednego z jej członków.
Moskwa, czasy współczesne
Kiedy Miles Lord zdaje sobie sprawę, że jego życie i przyszłość Rosji zależą od tego, czy uda mu się rozszyfrować zagadkę przepowiedni Rasputina, zaczyna poszukiwać informacji o tym, co stało się z rodziną ostatniego cara Rosji i jej znachorem. Czyżby ktoś z nich przeżył masakrę z 1918 roku i ta krwawa noc jednak nie była ostatnim rozdziałem w historii dynastii Romanowów?

źródło opisu: opis wydawcy
źródło okładki: LubimyCzytac.pl

Moja opinia:

Gdy czytałam książkę Paulliny Simons „Sześć dni w Leningradzie”, natknęłam się na opis pogrzebu członków dynastii Romanowów, w którym autorka brała udział.
Bardzo zainteresowała mnie wówczas historia ostatniej carskiej rodziny rosyjskiej.
Znalazłam zatem w domowej biblioteczce, książkę opartą na ich losach.
Wcześniej nie miałam przyjemności czytać niczego autorstwa Steve’a Berry’ego.
Jak wypadło moje pierwsze spotkanie z jego twórczością?
Zapraszam do zapoznania się z moją opinią….
 
Wszyscy wiemy, że cała rodzina cara Mikołaja II-go, została zgładzona w 1918 w Jekaterynburgu.
Niestety, przez wiele lat szczątki carewicza Aleksieja i jego siostry Marii nie były odnalezione.
Fakt ten, dawał wielkie pole do popisu naukowcom oraz autorom książek.
Snuto wiele teorii co mogło stać się z ciałami dwojga carskich dzieci…
Steve Berry w swojej powieści „Przepowiednia dla Romanowów” również wykorzystał ten wątek…
Zobaczmy zatem, czy dokonał tego w sposób interesujący…
 
Amerykański, czarnoskóry(co bardzo istotne) prawnik Milles Lord przybywa do Moskwy wraz ze swoim szefem Taylorem Hayes’em, aby pomóc grupie wpływowych Rosjan, odbudować carat.
Pretendentem do tronu jest niejaki Stefan Bakłanow, utrzymujący że jest potomkiem cara Mikołaja…
Czy faktycznie tak jest, ma udowodnić Komisja do Spraw Restytucji Caratu.
Podczas poszukiwaniu materiałów o historii carskiej dynastii, Lord natrafia na materiały sugerujące, że istnieją bliżsi krewni ostatniego monarchy.
Prawnik postanawia ich odnaleźć…
Niestety, w niedługim czasie, ktoś próbuje go zabić…
Czyżby miało to związek ze sprawą nad którą pracuje?
Teraz Milles Lord musi walczyć o ocalenie własnego życia…
Pomaga mu w tym spotkana przypadkowo, artystka cyrkowa, Akilina Pietrowna…
Wkrótce dowiadują się, że tylko ich dwoje może odkryć prawdę…
Według przepowiedni Rasputina „tylko kruk i orzeł ją odkryją”.
Ciemnoskóry Lord jest krukiem wśród białej i często rasistowskiej(tak opisuje autor) społeczności rosyjskiej, natomiast imię Akilina oznacza, orła…
Czy zatem ta dość przypadkowo utworzona para, zdoła odnaleźć nowego władcę Rosji?
Według przepowiedni zanim tak się stanie „musi zginąć dwanaścioro”.
Kto zatem pożegna się z życiem?
Ta sama przepowiednia głosi, że „z pomocą przyjdzie im niewinność bestii”.
Jaką „bestię”(w dodatku „niewinną”) spotkają na swej drodze Milles i Akilina?
Tego wszystkiego dowiecie się czytając „Przepowiednię dla Romanowów”.
W powieści nie zabraknie również delikatnego romansu(oczywiście pomiędzy Lordem a panną Pietrowną).
 
Gdy zaczynałam lekturę tej powieści, stwierdziłam, że jeśli mi się spodoba, sięgnę po inne tytuły wydane przez Steve’a Berry’ego.
Niestety, mój optymizm został bardzo szybko zgaszony…
Podobały mi się jedynie retrospekcje losów rodziny Mikołaja II-go, gdyż w sumie z ich powodu sięgnęłam po tą historię.
Jednak przydługie opisy mnie nudziły, a akcja trąciła nieco Jamesem Bondem w połączeniu z Danem Brownem.
Przygody Roberta Langdona są opisane w nieporównywalnie ciekawszy sposób.
Zdaję sobie sprawę, że bardzo wielu autorów inspiruje się Brownem, tworząc opowieści łączące historię i współczesność.
Niestety, w mojej ocenie, są to próby nieudane, bądź średnio udane.
Książka Steve’a Berry’ego należy, według mnie, właśnie do tej kategorii…
Wystarczy wspomnieć, że czytałam ją przeszło miesiąc, ciągle wynajdując sobie coś ważniejszego/ciekawszego do zrobienia…
Zatem nie sięgnę, raczej, po inne utwory tego autora…
Ale jak to mówią „Nigdy nie mów nigdy”…
 

Kliknij, aby przeczytać również:

Komentarze