źródło opisu: literia.pl
źródło okładki: literia.pl
Moja
opinia:
Od
jakiegoś już czasu zbierałam się by rozpocząć swoją przygodę z prozą
amerykańskiej pisarki, rosyjskiego pochodzenia, czyli Paulliny Simons.
Jest
to autorka bestsellerowego cyklu „Jeździec miedziany”.
Warto
wspomnieć, że słynna trylogia o losach Tatiany i Aleksandra, ma swój prequel w
postaci dwóch książek opisujących losy Saszy.
Powstała
też książka o podróży, która wszystko zapoczątkowała.
Zamierzam
przeczytać cały cykl po kolei…
Więc
zaczynajmy…
Jurij
Lwowicz, ojciec autorki był pracownikiem Radia Swoboda, dzięki czemu mógł
załatwić córce wizę umożliwiającą wyjazd do St. Petersburga.
Paullina
wyemigrowała z Rosji z całą rodziną, gdy miała 10 lat.
Gdy
chciała napisać historię miłosną, rozgrywającą się w czasie II Wojny Światowej,
poczuła że musi odwiedzić rodzinny kraj, zobaczyć strategiczne miejsca…
I tak
podczas podróży poświęca czas na podziwianie pomnika „Jeźdźca miedzianego”(pomnik
cara Piotra I), piękna „Ogrodu letniego”(reprezentacyjny ogród w St.
Petersburgu).
Okazuje
się jednak, że Leningrad, choć zmienił nazwę na „St. Petersburg”, to sam w
sobie niewiele się zmienił przez ćwierć wieku, kiedy to ostatnio widziała go
autorka.
Kobieta
przyzwyczajona do wygodnego życia w Teksasie, jest w moim odczuciu zniesmaczona
stanem mieszkań w swoim mieście rodzinnym.
Rażą
ją brudne toalety(im poświęciła w swojej książce sporo miejsca), pokoje w
których żyją całe rodziny, ale to przecież z takiego właśnie miejsca się
wywodzi.
Poprawę
warunków bytowych, zawdzięcza swemu ojcu, który podczas pobytu w więzieniu,
poprzysiągł sobie, że wywiezie rodzinę do USA.
Paullina
ma okazję zwiedzić letni domek we wsi Szepielewo, w którym spędzała swe każde
dziecięce wakacje.
Przywołuje
to przyjemne wspomnienia.
Ona i
Jura odwiedzają również część starych znajomych.
Spotykają
się z ich szarą codziennością i niejednokrotnie biedą.
Mają
jednak również doświadczyć rosyjskiej serdeczności i gościnności.
Przypomnieć
sobie jak smakują tradycyjne potrawy ich kraju pochodzenia. Paullina również
smakom swego dzieciństwa poświęca dużo uwagi).
Słuchają
również rosyjskich piosenek, często w wykonaniu swoich znajomych.
Kobieta
odkrywa, że choć całe życie starała się stać Amerykanką, jej dusza jest
rosyjska.
Najbardziej
smakują jej rosyjskie potrawy, najbardziej wzruszają rosyjskie piosenki.
Również
historia jej ojczyzny jest dla Niej bardzo ważna.
To
właśnie wątki historyczne odgrywają niezwykle istotną rolę w jej twórczości.
Podczas
swego pobytu w Saint Petersburgu, Paullina Simons miała okazję być obecna
podczas uroczystego pogrzebu członków dynastii Romanowów.
Dzięki
opisowi tego doniosłego wydarzenia, zainteresowała mnie historią słynnej carskiej
rodziny.
Zapewne
za jakiś czas, sięgnę po literaturę dotyczącą tego tematu.
Całość
opowieści zawartej w „Sześć dni w Leningradzie”, skłoniła mnie do zadania sobie
pytań:
Gdybym
wyemigrowała, czy byłoby coś co kojarzyłoby mi się z Polską?
Czy
byłaby to potrawa, piosenka, a może zapach?
Czy
podobnie jak Pani Simons starałabym się na siłę stać podobna do otaczających
mnie ludzi, wtopić w otoczenie?
Co
starałabym się pamiętać, a o czym usiłowałabym zapomnieć?
To są
pytania, które nosi w sobie każdy z Nas.
I
każdy z Nas ma na nie indywidualne odpowiedzi.
Na
pewno sięgnę(i to już niedługo!) po inne pozycje autorstwa Paulliny Simons.
Skoro
opowieść o krótkiej podróży, potrafiła mnie wzruszyć i zmusić do refleksji,
sądzę że inne książki wywołają u mnie równie wiele emocji.
#czytamwdomu
Komentarze
Prześlij komentarz