John Grisham "Firma"

Mitchell McDeere, wyróżniający się student prawa, może przebierać w ofertach. O dziwo, najatrakcyjniejsza otrzymuje nie z wielkiej nowojorskiej korporacji, lecz z niedużej firmy w Memphis. Zachęcony wysokimi zarobkami i innymi korzyściami, decyduje się wraz z zona przeprowadzić się do Tennessee. Wkrótce FBI informuje go, ze jego firma zajmuje się praniem brudnych pieniędzy, i daje wybór: albo Mitchell pójdzie na współprace z Biurem, albo wyląduje w więzieniu.

źródło opisu: Albatros, 2017
źródło okładki: https://literia.pl/firma-3880


Moja opinia:

Za mną lektura „klasyka” thrillera prawniczego. „Firma” jest bowiem jedną z najbardziej znanych powieści autorstwa Johna Grishama. Sądzę, że część z Was zapewne zna jej treść.
Większość osób widziała również znaną adaptację filmową w reżyserii Sydney’a Pollacka.
Przyznaję, książkę już kiedyś czytałam, natomiast przez film nie przebrnęłam. Owszem, zaczynałam oglądać go, nawet kilkukrotnie, jednak odtwórca głównej roli, mówiąc delikatnie, nie należy do moich ulubieńców…
Zostawmy temat ekranizacji i przyjrzyjmy się powieści…
Każdy absolwent wyższej uczelni, marzy o dobrej pracy-rozwijającej, dobrze płatnej, dającej możliwość awansu. Szczególnie dotyczy to młodych adeptów prawa, od studiów uczestniczą bowiem w istnym wyścigu szczurów.
Główny bohater powieści Johna Grishama, Mitch McDeere, kończy właśnie ten kierunek na Uniwersytecie Harvarda. Był w czołówce studentów swego roku, więc o oferty pracy nie musi się martwić. Wiele firm z Wall Street chętnie otworzy przed nim swoje drzwi. Ich oferty są jednak bardzo podobne do siebie, trudno coś wybrać. A chłopak liczy na pracę w jakimś wyróżniającym się przedsiębiorstwie, nie chce być jak reszta swoich kolegów po fachu. Cóż to zupełnie zrozumiałe…
Nagle pojawia się owa oferta marzenie. Praca jednak nie jest w Nowym Yorku, a w Memphis. Jest jednak na tyle lukratywna, że Mitchell, wraz z żoną Abby i psem Plotkiem, wyruszają w daleką podróż.
Co takiego zaproponowała im firma Bendini, Lambert i Locke?
Przede wszystkim młody prawnik zajmowałby się podatkami, czyli tym co interesuje Go najbardziej. Poza tym miałby szansę awansu i stania się wspólnikiem. Ok, ale kancelarie z „Wielkiego Jabłka” mają zapewne podobne oferty. Owszem, pozostaje jednak kwestia zarobków.
Życie  w Memphis jest dużo tańsze, niż to w NY. Firma oferuje bardzo wysokie zarobki- na początek ok. 80 tysięcy $. Kancelaria proponuje też niskooprocentowany kredyt na zakup domu, spłatę kredytu studenckiego oraz wisienkę na torcie-nowiutkie, sportowe BMW- Mitch musi tylko wybrać kolor. To dla biednego adepta prawa spełnienie marzeń, istny raj! Kto by się nie skusił?
Lecz wiadomo, że wszystko ma swoją cenę. Młody prawnik zaczyna pracować od świtu do nocy, 7 dni w tygodniu. To źle wpływa na jego związek.
W pracy czuje się jednak jak w rodzinie. Tak, „rodzina” to słowo klucz.
Po paru miesiącach wytężonej pracy dowiaduje się od agentów FBI, że Firma należy w istocie do rodziny i to niezwykłej, rodziny Morolto, czyli mafii. Pracownicy biura zmuszają chłopaka do pomocy w zdobyciu dowodów przeciw przedsiębiorstwu.
Jest On jednak lojalny wobec pracodawców i mówi im o propozycji federalnych. Starsi prawnicy przekonują Go, że to blef.
Mitch jednak postanawia sprawdzić pewne fakty na własną rękę. Wynajmuje detektywa. Gdy ten zostaje zabity, MCDeere zaczyna się bać.
Po której stronie barykady stanie młody prawnik? Czy pomoże zdemaskować ludzi, którzy wydawałoby się, pomagają mu spełniać najśmielsze marzenia? Jak cała sytuacja wpłynie na Abby i ich małżeństwo?
Przeczytajcie „Firmę”, a poznacie odpowiedzi na te pytania…
Jest to ciekawa historia, jednak John Grisham ma na swoim koncie, lepsze pozycje

Komentarze